– Ludzie, którzy trzymają kciuki za mnie, polubili mnie taką jaką naprawdę jestem. Bez zgrywania, bez masek, bez mięsa na głowie czy pupy na wierzchu. O swoich doświadczeniach z fanami oraz facetach opowiada Ewa Farna.
Ewo, czym dla Ciebie jest muzyka?
– Hobby, pasją, ale też już pracą – odpowiedzialnością.
W sieci krąży teledysk „Rutyna”. Klip pokazuje Ciebie i zespół i, jak sama mówisz, wyolbrzymia to, jak czasami się czujcie… Że nie każdy zasługuje na miano fana, że popularność bywa trudna, męcząca, może nawet irytująca…
– Dokładnie tak. W klipie pokazujemy sceny z „fanami”, którzy nie rozumieją, co to jest prywatność, traktują ludzi przedmiotowo, a fanami nazywają siebie tylko dlatego, że zależy im tylko na autografie. Jeśli go nie dostaną, przestają być fanami, a ja przestaję być fajna.
Kto zasługuje na miano prawdziwego fana?
– Na miano prawdziwego fana zasługuje osoba, która lubi moją muzę, zna teksty, idzie na koncert, wspiera, słucha piosenek, kupi płytę, z którą podchodzi do mnie, abym ją podpisała. Osoba, która sympatyzuje ze mną jako muzykiem czy też jako człowiekiem. Fan nie zabiega za wszelką cenę o zdjęcie ze mną, nie znając tego, co robię, bo zależy mu jedynie na zdjęciu z kimś sławnym, by móc się pochwalić.
Czy to prawda, że artyści żywią się energią płynącą od publiczności?
– Dobrze to pani nazwała. Ludzie dodają energii, publiczność podczas koncertu potrafi nią naładować. Niedawno grałam w Bieczu, cały dzień miałam zły humor, a ludzie byli tak fantastyczni, że koncert poprawił mi nastrój. Bywa jednak różnie. Są też osoby, które potrafią rozwalić na łopatki, przez które nie mogę się pozbierać nawet przez kilka dni. Jedna pani czekała po koncercie na autograf, krzycząc cały czas, że jest największą fanką. Po godzinie rozdawania autografów, gdy już cały zespół czekał na mnie spakowany, aby wyruszyć dalej, podziękowałam, usprawiedliwiłam się tym, którzy tym razem nie doczekali się na mój autograf, i powiedziałam: „Do zobaczenia następnym razem!”. I w tym momencie ta największa fanka stała się największą hejterką, z której ust zaczęły padać naprawdę mocne słowa. I to tylko dlatego, że nie udało jej się zdobyć autografu. Zamurowało mnie. Tak niewiele potrzeba, aby zostać znienawidzoną. To tylko przykład, ale dla mnie to nie są fani.
Dla wielu ludzi muzyka daje siłę, nadzieję…. Zwłaszcza gdy zawodzą nas najbliżsi. Czy muzyka Twoim zdaniem może być lekiem, terapią?
– Nie wiedziałam o tym, ale fani często do mnie podchodzą, dziękując za moje utwory, że bardzo im pomogły lub dzięki nim zmieniło się ich życie. To jest ten moment, kiedy mówię sobie, że to, co robię, ma sens. To jest cudowne.
Patrząc na całą Twoją dotychczasową karierę muzyczną, widać wyraźnie, że dojrzałaś. Czy wiesz, dokąd zmierzasz? Jakie masz aspiracje?
– Na obecną chwilę jest to mój największy problem. Dążę do tego, by zrozumieć, o czym chcę śpiewać, gdzie dalej zmierzać. To teraz mój największy dylemat.
Masz czasem ochotę zniknąć dla ludzi, dla świata?
– Nie! Jestem lwem, egocentrykiem. Zniknięcie ze świata nie jest zgodne z moim charakterem. Są jednak takie momenty, kiedy tak po prostu wychodzę z rodziną i wtedy chciałabym być anonimowa. Jednak uwielbiam to, co robię i liczę się z tym, że jestem rozpoznawalna.
Bierzesz życie jakim jest?
– Tak, a czasami jeszcze bardziej je sobie koloruję, bo trzeba być optymistycznie nastawionym, nieprawdaż?
Jaka jesteś poza sceną?
– Taka sama jak na scenie. Czasami mam mniej energii niż na scenie, ale staram sie być autentyczna. To mój największy sukces, że ludzie, którzy trzymają kciuki za mnie, polubili mnie taką jaką naprawdę jestem. Bez zgrywania, bez masek, bez mięsa na głowie czy pupy na wierzchu.
W jaki sposób odpoczywasz? Sprawdzony sposób na udany relaks?
– Sen, dobry film, wyśmienita kolacja z jeszcze lepszymi ludźmi, książka, czas spędzony na łonie przyrody. To jest cudowne.
Jakich mężczyzn podziwia Ewa Farna?
– Szczerych, grających fair play, uczciwych, zabawnych, charyzmatycznych, mądrych. Jak na przykład mój tata.
Jesteś szczęśliwa?
– Bardzo. Mam nadzieję, że Wy również.
Rozmawiała: Ilona Adamska / IK
fot. Archiwum wytwórni